Do incydentu doszło w sierpniu 2019 roku na jednym z białostockich osiedli, gdy jeden z kierowców - wyjeżdżając tyłem z parkingu przed sklepem - zajechał drogę drugiemu. Po wymianie zdań kierowca, który miał złamać przepisy drogowe, wyciągnął przedmiot przypominający broń, oddał strzał, po czym odjechał.

Reklama

Trafiony mężczyzna został ranny w czoło. Na szczęście wszystko skończyło się na wyjęciu śrutu i dwóch szwach. Nie było potrzeby hospitalizacji.

Po kilku godzinach zatrzymano 21-latka, który był kierowcą volkswagena. Zatrzymano również trzy inne młode osoby, które były z nim wtedy w samochodzie. Po przesłuchaniu w charakterze świadków, zostały zwolnione.

Odnaleziona i zabezpieczona została broń, z której miał paść strzał, a której sprawca próbował się pozbyć. Jak opisywała wtedy policja, to wiatrówka (o wyglądzie pistoletu) zasilana kapsułami z dwutlenkiem węgla.

Prokuratura postawiła młodemu kierowcy zarzut narażenia innego człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i spowodowanie obrażeń (według zapisu Kodeksu karnego, chodzi o naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia na czas nie dłuższy niż 7 dni). Dodatkową kwalifikacją prawną jest przyjęcie, że występek miał charakter chuligański.

Prokuratura podkreśla, że motyw działania był błahy, a sam czyn bulwersujący, bo utarczka słowna między kierowcami zakończyła się oddaniem strzału i to przez osobę, która była sprawcą nerwowej sytuacji na drodze.

Reklama

Po zatrzymaniu 21-latek przyznał się, ale umniejszał swoją rolę w tym zdarzeniu. We wtorek przed sądem również przyznał się, że wymusił wówczas pierwszeństwo na drodze. Doszło do utarczki słownej, pod moim adresem też do wyzwisk. Przestraszyłem się. Nie chciałem strzelić w tego pana, ale wypaliła mi broń, tam był lekki spust, ale nie chciałem tego zrobić, chciałem ewentualnie nastraszyć - mówił.

Przyznał też, że broń wyrzucił. Ale odsiedziałem swoje w areszcie, zrozumiałem że popełniłem błąd - dodał oskarżony. Przepraszał mężczyznę, którego ranił. W śledztwie wyjaśniał, że ten kierowca zwyzywał go w obraźliwy sposób, gdy doszło do zajechania drogi podczas manewru cofania. Wtedy wyciągnął broń - miał nią jedynie zagrozić, ewentualnie strzelić w szybę. Dodał wówczas, że oddał strzał przez otwarte okno. Przyznał też, że nie miał prawa jazdy.

Pokrzywdzony 59-letni kierowca opla zeznał w śledztwie, że gdy zwrócił uwagę kierującemu volkswagenem, padły wulgaryzmy, po czym młody człowiek oddał strzał. Gdybym nie odwrócił głowy, to z tego, co mi powiedział lekarz, byłbym trafiony w oko. Otworzyłem drzwi, zalałem się krwią i wysiadłem z samochodu. Pierwsza myśl jaka mi przyszła, to żeby zapamiętać numery rejestracyjne samochodu, który odjeżdżał - mówił przed sądem.

Postępowanie dowodowe sąd zakończył po jednym dniu. Ze względu na zawiły charakter sprawy, publikację wyroku odroczył do 25 lutego.