Firmy produkujące instalacje LPG do silników Diesla i montujące silniki elektryczne przeżywają oblężenie. Właściciele flot zasilanych tym paliwem szukają tańszej alternatywy dla drogiego oleju napędowego. Dotychczas mieli ją tylko właściciele aut z silnikami benzynowymi, w których kosztem 3 – 5 tys. zł można zamontować instalację LPG.
W zeszłym roku kilku rodzimych procentów instalacji LPG wprowadziło do sprzedaży innowacyjne na naszym rynku rozwiązanie – instalację autogazu współpracującą z silnikami Diesla. W odróżnieniu od instalacji do silników benzynowych gaz nie zastępuje całkowicie podstawowego paliwa, a jedynie 30 proc. Mimo to zainteresowanie tą technologią przerosło oczekiwania.
– Klientów na naszą instalację DEGAmix dynamicznie przybywa – mówi Grzegorz Jarzyński, właściciel Elpigazu, pierwszego w kraju producenta takiej technologii. Dzięki tym rozwiązaniom koszty eksploatacji pojazdu mogą spaść o 10 – 25 proc., a moc silnika i moment obrotowy wzrastają o 20 – 30 proc. Mankamentem jest cena – średnio 10 tys. zł. W aucie osobowym inwestycja zwróciłaby się najwcześniej po 4 – 5 latach. Dlatego instalacje są montowane głównie w ciężarówkach, autobusach komunikacji miejskiej i autach dostawczych. – To rozwiązanie sprawdza się w pojazdach zużywających duże ilości paliwa i mających spore przebiegi, rzędu 100 tys. km rocznie – tłumaczy Grzegorz Jarzyński.
Montują je zarówno właściciele flot, jak i producenci aut. Takie instalacje znalazły już zastosowanie m.in. w ciągnikach DAF, MAN, Volvo.
Reklama
Wojciech Piekarski, dyrektor w spółce AC, nie ma wątpliwości, że możliwość konwersji silników wysokoprężnych to przyszłość rynku autogazu. Poza Elpigazem systemy takie oferuje też Car-Gaz. Jak ustaliliśmy, w tym roku własne technologie dla diesli chce wprowadzić kilka kolejnych firm, m.in. Lecho LPG, App Studio czy Auto-Gaz Centrum. – Nowe urządzenie przechodzi testy w MPK w Radomiu. Prototyp zaprezentujemy w marcu na targach GasShow, a wersja handlowa powinna być dostępna na rynku w połowie roku – informuje Anna Kaminik-Michalczak z Auto-Gaz Centrum.
Reklama
Możliwe, choć jeszcze droższe jest przerobienie diesla na auto elektryczne. Trzeba wydać minimum 30 tys. zł. Mimo to chętnych nie brakuje. – W ciągu roku jesteśmy w stanie przerobić nawet kilka tysięcy aut – mówi Przemysław Rozmysłowicz, prezes i współwłaściciel EVC Group. Dziś firma realizuje kilka dużych kontraktów flotowych. Ma m.in. umowę na 700 aut dla firmy taksówkowej Ecocar. Rozmysłowicz wylicza, że koszt przeróbki zwraca się po trzech latach. Przejechanie 100 km kosztuje 4 zł – autem o napędzie tradycyjnym 10 razy tyle.
Najprostsza przeróbka na bazie akumulatorów trakcyjnych, które można doładowywać tylko w zwykłym gniazdku, to wspomniane 30 tys. zł. Dwa razy tyle trzeba wydać na instalację z bateriami litowo-polimerowymi umożliwiającą podłączenie do stacji szybkiego ładowania. Jest droższa, bo skraca m.in. czas ładowania z 8 do 2 godzin. Na jednym ładowaniu można przejechać 160 km.
Po przeróbce, która polega w skrócie na wyjęciu silnika spalinowego i zastąpieniu go autorskim układem elektrycznym, auto można spokojnie serwisować nawet w autoryzowanych stacjach koncernów motoryzacyjnych.