Na karę śmierci w zawieszeniu na dwa lata został skazany w Pekinie były minister kolejnictwa Liu Zhijun. Poinformowały o tym wczoraj media państwowe w Pekinie. Liu był oskarżony o łapówkarstwo, które w nomenklaturze jest normą, ale często służy jako pretekst do przetasowań na szczytach władzy. Jego historia ma wątek polski. Minister był zarazem szefem spółek takich jak COVEC, które poza Azją realizowały duże inwestycje infrastrukturalne. Aresztowanie Liu przyczyniło się do czasowego wstrzymania przez Bank of China transferów finansowych do tych firm. I było jedną z przyczyn porażki COVEC na budowie polskiej A2.
Liu jak w soczewce skupia wszystkie problemy państwa i biznesu chińskiego. Jeszcze do niedawna uchodził za oczko w głowie partyjnej wierchuszki. Przez wiele lat kierował jednym z najbardziej wpływowych resortów w kraju. Uchodził za wizjonera. To on stoi za modernizacją chińskich kolei, uważanych za jedne z najbardziej nowoczesnych na świecie. Problem w tym, że przy realizacji swoich wizjonerskich pomysłów rzadko mieścił się w budżecie. W momencie zakończenia budowy pierwszej linii kolei ekspresowych w czerwcu 2008 r. wyszło na jaw, że projekt wykroczył poza planowane koszty o jedyne... 75 proc.
Mimo to partia uznała pojawienie się w kraju pierwszej kolei ekspresowej za sukces i powód do dumy narodowej. Dolce vita dla ministra skończyło się na początku 2011 r., gdy został aresztowany i oskarżony o korupcję. W ciągu 25 lat swojego urzędowania miał pobrać 10 mln dol. łapówek w zamian za przeforsowanie kilku projektów przy budowie kolei dużych prędkości.
Za sobą na dno pociągnął ministerstwo. Resort został zlikwidowany w marcu tego toku. Funkcje komercyjne zostały przekazane Chińskim Kolejom Państwowym (CRC), a zarządzanie całą infrastrukturą przypadło ministerstwu transportu. W 2011 r. restrykcje finansowe nałożone przez władze na ministerstwo Liu stały się początkiem kłopotów COVEC. Firma już kilka miesięcy po aresztowaniu cara kolei przestała płacić polskim podwykonawcom.
Reklama
Wiosną 2011 r. Bank of China uznał, że podległe mu spółki (w tym COVEC) przeinwestowały i zablokował nowe transfery. To właśnie BoC udzielał im gwarancji. Doszło do tego w kwietniu. Niemal z dnia na dzień COVEC zaczął się zwijać z Polski.
Reklama



Przypadek Liu to niemal podręcznikowy przykład korupcji w stylu chińskim. Obok milionowych łapówek byłemu ministrowi wyciągnięto też posiadanie 18 kochanek, 350 mieszkań i kilkunastu aut.
Amerykańska Transparency International w zeszłorocznym rankingu percepcji korupcji sklasyfikowała Chiny na 80. miejscu (na 176 państw). Mniej skorumpowane okazały się nawet Liberia, Tunezja czy Sri Lanka. Chińskie władze próbują jednak sprawiać wrażenie, że walczą z chorobą. Służą temu pokazowe procesy. Taki, jak króla kolei. W latach 2000–2009 za korupcję rozstrzelano 10 tys. urzędników różnego szczebla. Właśnie liczący 7,9 mln urzędników aparat biurokratyczny pasożytuje na gospodarce. Mimo że w ciągu ostatnich 18 lat liczba państwowych molochów spadła z 1,2 mln do zaledwie 145 tys. firm, ich wpływ na kraj jest ogromny.
Zajmują one monopolistyczne pozycje w takich sektorach, jak kolejnictwo czy telekomunikacja. Jak wynika z ostatniego raportu Państwowego Urzędu Audytu (PUA), niska efektywność przedsiębiorstw państwowych stanowi jedno z głównych zagrożeń dla rozwoju gospodarczego kraju. Rewizja przeprowadzona w 53 przedsiębiorstwach państwowych wskazała na ich niską konkurencyjność rynkową. Stopa zwrotu dokonywanych przez nich inwestycji spadła z 10,9 proc. w 2010 r. do 6,4 proc. w ub.r. Większość ze spółek jest niewydolna z powodu rozdmuchanej machiny biurokratycznej (miejscami liczącej nawet 11 poziomów).
Uchybienia wykryto też w przypadku 27 banków państwowych, które udzieliły kredytów na sumę ponad 28 mld juanów bez zachowania właściwych procedur i gwarancji zwrotu. Na takie preferencyjne pożyczki w Chinach mogą liczyć przeważnie państwowe spółki. Prokuratura wszczęła postępowanie wobec ponad 600 osób, którym zarzucane jest popełnienie przestępstw gospodarczych.