Sprawa jest poważna, bo nie chodzi o mandaty po kilkaset złotych. Od lipca 2011 r. do końca marca tego roku kierowcy pojazdów o całkowitej masie dopuszczalnej przekraczającej 3,5 tony zapłacili 20,5 mln zł kar za nieopłacenie e-myta, a pojedyncze kary sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wszystko dlatego że kierowca za brak środków na koncie musi płacić po 3 tys. zł za każdą miniętą bramownicę kontrolną ustawioną na drodze.
Taka interpretacja przepisów ustawy o drogach publicznych budzi sprzeciw nie tylko kierowców, lecz także środowisk prawniczych. DGP dotarł do opinii prawnej przygotowanej przez Naczelną Radę Adwokacką. „Zasadne jest podjęcie kroków w kierunku uchylenia wskazanej normy [art. 13 ust. 1 ustawy o drogach publicznych – red.] w drodze skargi konstytucyjnej” – czytamy w niej.
Wspomniany przepis mówi o karaniu „kierującego pojazdem samochodowym za przejazd po drodze krajowej”. Zdaniem prawników jest on zbyt ogólnikowy i narusza art. 42 ust. 1 konstytucji. „W praktyce powoduje to, że organ nakładający karę stosuje bezpodstawnie wykładnię rozszerzającą, uznając, że użyte w ustawie określenie »przejazd« oznacza pokonanie drogi od jednej bramownicy do drugiej. Wskutek tego dochodzi do sytuacji, w której kierowca jadący jedną drogą i mijający kilka urządzeń kontrolnych jest karany wielokrotnie za ten sam czyn, co narusza podstawowe zasady prawa” – stwierdza NRA. Wyraża też wątpliwości co do tego, kto podlega karze. Często odpowiedzialności prawnej podlega kierowca samochodu, podczas gdy obowiązek uiszczenia opłaty spoczywał na jego pracodawcy.
O przygotowaną opinię pytaliśmy wczoraj w NRA, jednak nie uzyskaliśmy oficjalnego komentarza. Tak czy inaczej rodzi się pytanie – gdyby Trybunał Konstytucyjny uznał art. 13 ust. 1 ustawy o drogach publicznych za niezgodny z ustawą zasadniczą, to co stałoby się z już pobranymi karami i firmami czy kierowcami, którzy je uiścili? – Wtedy każda zainteresowana osoba musiałaby indywidualnie wnosić o zwrot pieniędzy na drodze sądowej – uważa konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. Zaznacza jednak, że ponad 90 proc. skarg jest odrzucanych przez trybunał jako niezasadne.
Reklama
Z niedoskonałości przepisów sprawę zdaje sobie Ministerstwo Transportu, gdzie od miesięcy trwają prace nad ich zmianą. Resort podobno rozważa wprowadzenie kar, których wysokość uzależniona byłaby od czasu, przez jaki kierowca jechał bez wniesienia opłaty, a nie od tego, ile bramek po drodze minął. Ponadto rozważane jest przeniesienie odpowiedzialności z kierowcy na właściciela pojazdu.
Reklama
Nie używałeś viaBOX-a przez kilkanaście miesięcy? Pożegnaj się z kaucją
Problemów z e-mytem ciąg dalszy. Tym razem chodzi o procedurę przymusowej wymiany urządzeń montowanych w samochodach i pozwalających zdalnie uiszczać opłatę za przejazd drogami objętymi systemem e-myta.
Wyobraźmy sobie następujący scenariusz: właściciel firmy przewozowej wyposażył kilkanaście ciężarówek w viaBOX-y. Przez kilkanaście miesięcy używanych było tylko kilka, reszta pojazdów służyła do przewozu towaru poza płatną siecią dróg. Ale jedna z ciężarówek jeżdżących po drogach płatnych się zepsuła i przedsiębiorca zastąpił ją rzadziej używanym pojazdem. Po wjechaniu na drogi objęte e-mytem urządzenie zaczęło wydawać dziwne dźwięki. W punkcie obsługi klienta wyjaśniono mu, jego sprawny, choć dawno nieużywany viaBOX, na którym wciąż znajdują się środki pieniężne, został zablokowany. I nie może odblokować swojego konta, by jechać dalej. Musi zablokowane konto zamknąć, podpisać aneks do umowy, wpłacić znów 120 zł kaucji (poprzednia przepada na rzecz Skarbu Państwa) i wówczas otrzyma nowe urządzenie pokładowe oraz zwrot zgromadzonych na starym środków (przelewem na wskazany rachunek lub – jeśli doładowania dokonywane były kartą kredytową – na tę kartę).
Procedura jest absurdalna i bulwersuje kierowców, zwłaszcza przepadek kaucji, konieczność uiszczenia drugiej i brak dostępu do środków z konta do czasu przelewu.
Urszula Nelken z GDDKiA wskazuje, że tak wynika z umowy między użytkownikami systemu viaTOLL a GDDKiA, którą reprezentuje operator systemu firma Kapsch. Czytamy w niej, że jeśli przez 15 miesięcy użytkownik nie korzystał z viaBOX-a i nie zwrócił go w tym czasie, zostaje on automatycznie wyrejestrowany z systemu, a kaucja nie podlega zwrotowi.
Co na to sam operator systemu viaTOLL? – Z trzymiesięcznym wyprzedzeniem telefonicznie lub e-mailowo informujemy użytkowników o zbliżającym się terminie wygaśnięcia umowy – mówi Krzysztof Gorzkowski z Kapsch. Dodaje, że opisana przez nas sytuacja możliwa jest tylko hipotetycznie, gdy użytkownik zmieni dane kontaktowe, nie informując o nich operatora viaTOLL, lub mimo poinformowania nie zwróci urządzenia.
– Jako operator nie jesteśmy ani właścicielem, ani dysponentem środków pieniężnych zebranych w systemie viaTOLL. Wszelkie reklamacje finansowe (w tym również dotyczące zwrotu kaucji i salda) są możliwe do realizacji dopiero po zatwierdzeniu przez GDDKiA – zaznacza Gorzkowski. Tymczasem sama dyrekcja myśli już o zmianach. – Biorąc pod uwagę sygnały od użytkowników, GDDKiA wraz z operatorem opracowują bardziej przyjazne procedury postępowania w takich przypadkach – zapewnia Urszula Nelken.