Kłopoty Marcina Dubienieckiego z prawem i policją rozpoczęły się po tym gdy po zatrzymaniu przez drogówkę za niezapięte pasy i telefon komórkowy przy uchu okazało się, że mecenasowi uzbierało się znacznie więcej niż 24 punkty za które traci się uprawnienia - miał już 33 "oczka". To wg polskiego prawa oznacza, że musi ponownie zdać egzamin w ośrodku ruchu drogowego by wsiąść za kierownicę np. swojego porsche czy audi.

Reklama

Jak radzi Dubieniecki sobie z brakiem prawa jazdy? Zdaniem "Super Expresu" ma na to dwa sposoby.

Pierwszy to podróżowanie na fotelu pasażera i korzystanie z pomocy kolegi - z takiego rozwiązania mąż Marty Kaczyńskiej skorzystał po rozprawie przed sądem w związku z niestosownymi wypowiedziami dla mediów. Może mu grozić nawet usunięcie z prawniczego zawodu.

Drugie wyjście? Gazeta donosi, że parę dni przed rozprawą w Gdańsku Dubieniecki wraz z Martą oraz córeczkami przyjechał do Warszawy czarnym audi Q7. Cała rodzina odwiedziła m.in. symboliczny grób Lecha i Marii Kaczyńskich na Powązkach. Kierowcą, który woził żonę i córeczki, miał być… Dubieniecki. Fotoreporterzy „Super Expresu” zrobili zdjęcia.

Reklama

Dlaczego Dubieniecki mimo utraty prawa jazdy siada za kierownicę i jeździ? Wcześniej tłumaczył się, że ma prawo jazdy innego państwa - "Jeździć będę bo mam rezydenturę innego państwa i prawo jazdy" - odpowiedział Dubieniecki poproszony o komentarz.

Co na to policja? "Każdy, kto straci prawo jazdy, nie może na terenie Polski prowadzić samochodu i powinien ponownie podejść do testu egzaminacyjnego. Nie ma żadnego znaczenia, czy taka osoba ma uprawnienia wydane przez inne państwo. Jeśli policjanci zatrzymają taką osobę, straci ona również dokument wydany przez inne państwo. Prawo jazdy zostanie zabezpieczone i odesłane do odpowiedniego organu, który wydał taki dokument w innym kraju" - powiedział gazecie mł. insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.