Zanim powstał błyszczący i wygłaskany verve, cała armia ludzi musiała się nieźle napracować. Najpierw sztab projektantów łamał ołówki i darł kolejne kartki. Wreszcie ostateczny szkic trafił z brytyjskiego Dunton do Kolonii.

Dopiero tu samochód zaczął nabierać "żywych" kształtów. Białą rzeźbę najpierw polakierowano głęboką czerwienią magenta, a na koniec lekko barwionym przezroczystym lakierem. To dla lustrzanych refleksów… Efekt - wpada w oko.

Środek? Wychuchany w najdrobniejszych detalach. Prędkościomierz i obrotomierz przypominają lornetkę. Przyciski wzorowano na ekskluzywnych kosmetykach i telefonach z wyższej półki. Kabina to po prostu gadżet oprawiony w purpurową i czarną skórę.

Po co tyle zachodu? Styliści Forda chórem przyznają, że dużo z tych pomysłów zaszczepią do normalnych samochodów. Pierwszym "biorcą" będzie następca obecnej fiesty.

Na koniec ciekawostka. Studium verve jest pionierem ożywczej stylistyki małych aut z Kolonii. Następne projekty ujawnią się w Europie, Azji i za Atlantykiem. Pierwszy, czyli verve, do podziwiania we Frankfurcie.

Zapraszamy na film i do galerii.









Reklama