- Jest dla nas rzeczą oczywistą, że ta sprawa nie powinna być umorzona. Nie może być zgody, aby prokuratura zamiatała takie sprawy pod dywan - oświadczył poseł PO Marcin Kierwiński.

Reklama

Chodzi śledztwo, które Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadziła ws. wypadku samochodowego z udziałem Antoniego Macierewicza z 2017 r., w którym ucierpiały trzy osoby.

W piątek portal Onet.pl doniósł, że kierowca b. szefa MON w momencie, w którym doszło do wypadku nie posiadał odpowiednich pozwoleń do prowadzenia ministerialnej limuzyny. Według portalu prokuratura mimo to umorzyła śledztwo uzasadniając swoją decyzję tym, że kierowca ministra "jeżdżąc służbowym BMW z Macierewiczem nie włączał +kogutów+, a zatem co prawda poruszał się pojazdem uprzywilejowanym, ale tak jakby to nie był pojazd uprzywilejowany".

Reklama

Kierwiński odnosząc się w piątek do tych doniesień zapowiedział, że złożone zostanie "doniesienie do prokuratury na prokuratorów prowadzących to śledztwo o niedopełnienie obowiązków w tej sprawie". - Nie może być zgody, aby prokuratura zamiatała takie sprawy pod dywan. Jest dla nas rzeczą oczywistą, że ta sprawa nie powinna być umorzona. Takie zawiadomienie do prokuratury złożymy - zapewnił.

Reklama

Według posła PO, "gdy mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa przez ludzi PiS, to prokuratura nie działa". - Prokuratura okazuje się być ślepa, głucha, okazuje się nie widzieć oczywistych dowodów. A w tej sprawie dowody są oczywiste" - stwierdził.

- Ponieważ sprawa dotyczy PiS, prokuratura nie robi nic. A można powiedzieć, że robi wszystko, aby sprawa zakończyła się bez postawienia zarzutów bez wyciągnięcia oczywistych konsekwencji wobec osób łamiących prawo - dodał Kierwiński.

Z kolei Cezary Tomczyk (PO) zapowiedział skierowanie do prokuratury zawiadomienia ws. kierowcy Macierewicza. - Jest to człowiek, który spowodował karambol na jednej z polskich dróg. Dopiero 12 dni po wypadku dostał uprawnienia, dzięki którym mógł poruszać się tym pojazdem. Koniec z zamiataniem spraw pod dywan - oświadczył Tomczyk.

Natomiast poseł PO Krzysztof Brejza ocenił, że "w państwie PiS można odjechać z miejsca wypadku razem z kierowcą". - A prokuratura w państwie PiS i tak zrobi co ma zrobić, czyli nie doszuka się niczego wbrew wyraźnemu złamaniu prawa. Na to nie ma naszej zgody jako PO. Będziemy w tej sprawie interweniować - zaznaczył Brejza.

- To jest kasta ludzi wyjętych spod prawa. To jest traktowanie dróg jak +PiS-pasów+, gdzie władza może nie stosować się do przepisów ruchu drogowego - oświadczył Brejza.

Z ustaleń portalu Onetu.pl podanych w piątek wynika, że kierowca b. szefa MON Antoniego Macierewicza nie miał zezwolenia na kierowanie pojazdami uprzywilejowanymi. Portal przypomniał, że w styczniu 2017 r. doszło do poważnego wypadku samochodowego z udziałem Macierewicza, w którym ucierpiały trzy osoby. Onet.pl doniósł w piątek, że w Prokuratura Okręgowa w Warszawie ustaliła w śledztwie m.in., że kierowca ówczesnego szefa MON nie spełniał podstawowych wymogów prawnych wobec kierujących pojazdami uprzywilejowanymi.

Według portalu, "służby podległe Macierewiczowi wystawiły mu takie papiery ekspresowo, kilkanaście dni po wypadku". Prokuratura ostatecznie umorzyła śledztwo. "Prokuratura przymknęła na to oko. Uznała, że pan Kazimierz jeżdżąc służbowym BMW z Macierewiczem nie włączał +kogutów+, a zatem co prawda poruszał się pojazdem uprzywilejowanym, ale tak jakby to nie był pojazd uprzywilejowany" - napisał Onet.

Jak podał portal, prokuratura umarzając śledztwo uznała, że w momencie wypadku limuzyna Macierewicza nie była pojazdem uprzywilejowanym. - Samo dysponowanie przez Kazimierza Bartosika samochodem wyposażonym w sygnały świetle i dźwiękowe nie świadczy o używaniu w charakterze pojazdu uprzywilejowanego - ma głosić uzasadnienie decyzji prokuratury o umorzeniu.