Badania przeprowadziło Polskie Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS. Pierwsze pomiary wykonano w 2016 roku, teraz dokonano kolejnych. W obu sesjach pomiarowych zbadano łącznie aż 600 tys. pojazdów.

Na podstawie zebranych danych z jednej strony udało się potwierdzić, że udział kierowców przekraczających dozwoloną prędkość w miejscach, gdzie funkcjonują fotoradary, spadł z 73 do 54 proc. a przekraczających dopuszczalną prędkość o więcej niż 10 km/h - z 45 proc. do 21 proc. To oznacza, że rejestratory działające przy drogach spełniają swoją rolę.
Ale z drugiej strony udowodniono inne, niepokojące fakty związane z zachowaniem kierowców i obecnością fotoradarów. W tym przypadku bazowano na pomiarach wykonanych na ul. Modlińskiej w Warszawie (przed i za rejestratorem prędkości).

Stwierdzono, że w miejscu lokalizacji fotoradaru udział kierowców przekraczających dopuszczalną prędkość o więcej niż 10 km/h spadł do 1-2 proc., jednak ponad 90 proc. kierowców przyspieszało zaraz po minięciu fotoradaru, a 2 kilometry za nim ponad połowa kierowców (53 proc.) przekroczyła prędkość dopuszczalną o więcej niż 10 km/h - podaje ITS.

Reklama

- Oznacza to, że fotoradary mają istotny wpływ na zachowanie kierowców, ale występuje on jedynie w bezpośredniej okolicy fotoradaru. Fotoradary skutecznie zmuszają kierowców do redukcji prędkości, ale efekt ten jest krótkotrwały. Większość kierujących nie traktuje poważnie ograniczeń prędkości, a przyczyną redukcji prędkości jest groźba kary, a nie troska o bezpieczeństwo swoje, pasażerów i innych uczestników ruchu – ocenia Anna Zielińska z Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS.

Reklama

Zdaniem ekspertów do takiej postawy być może przyczynia się stosunkowo mała liczba nakładanych kar. - Jak wynika z danych opublikowanych w 2017 roku, na podstawie wykroczeń zarejestrowanych przez fotoradary, wystawiono 415 tysięcy mandatów, co stanowi średnio 3 mandaty na 1 fotoradar dziennie (przy założeniu funkcjonowania 450 urządzeń) - podaje ITS. Wyniki badań wskazują, że w Warszawie, w miejscach lokalizacji fotoradarów, średnio na dobę 400-600 kierowców przekracza prędkość o więcej niż 10 km/h, a 60-80 kierowców o więcej niż 20 km/h.

W tej sytuacji naturalnym krokiem wydaje się dalsza rozbudowa systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym - zagęszczenie sieci fotoradarów i systemów odcinkowego pomiaru prędkości. Obecnie na system składa się m.in. z ponad 400 urządzeń zainstalowanych na masztach i 30 systemów odcinkowych.

To, czy niebawem ruszy rozbudowa tej sieci, zależy od jednej podstawowej kwestii - czy inspekcja transportu drogowego (ITD) otrzyma eurofundusze. Na razie bowiem trwają starania o pozyskanie dofinansowania w wysokości 85 proc. na projekt wyceniany na 162 mln zł. Jak ustaliliśmy, odpowiedni wniosek ITD złożyła 28 lutego w Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Instytucja ta ma aż 120 dni na jego rozpatrzenie. - Decyzji spodziewamy się w czerwcu lub lipcu - słyszymy w inspekcji.

Ile fotoradarów przybędzie? Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że może to być między 350 a 400 nowych rejestratorów. Co prawda w projekcie jest ponoć mowa o 600, ale w ramach tej liczby równolegle zakłada się modernizację ok. 250 już funkcjonujących instalacji. Te proporcje mogą się jeszcze zmienić do czasu podpisania właściwej umowy o dofinansowanie.

Rozbudowa systemu może napotkać jednak na pewne turbulencje. Kierownictwo ITD oraz resort infrastruktury wznowiły prace nad nową ustawą, która ma zmienić strukturę funkcjonowania inspekcji (likwidacja 10 delegatur i włączenie wojewódzkich inspektoratów pod nadzór GITD), a obsługę fotoradarów scedować na barki policji. Jeśli do tego dojdzie, zmieni się potencjalny beneficjent środków unijnych, o które dziś stara się inspekcja. Ale, jak słyszymy od jej przedstawicieli, ewentualna zmiana beneficjenta "nie powinna stanowić problemu".