Krzysztof Hołowczyc winny przekroczenia dozwolonej prędkości o 71 km/h na ograniczeniu do 90 km/h - uznał Sąd Rejonowy w Mławie. Kara? Słynny kierowca ma zapłacić 4 tys. zł grzywny, 2199 zł kosztów sądowych oraz 400 zł opłaty od grzywny.

Reklama

I na tym powinna zakończyć się dyskusja, jednak historia ma też drugie dno - można pokusić się o stwierdzenie, że Hołek jest winny, ale nie tak bardzo, jak chciała tego policja.

Przypomnijmy, że sprawa Hołowczyca ciągnęła się od 29 października 2013 roku, kiedy to patrol policji na krajowej siódemce w okolicach Żurominka w gminie Wiśniewo zarejestrował nissana GT-R jadącego z dużą prędkością w stronę Warszawy. Za kierownicą siedział słynny rajdowiec. Drogówka na podstawie pomiaru stwierdziła, że na drodze przy ograniczeniu do 90 km/h przekroczył on prędkość o 114 km/h. Olsztyński kierowca nie przyjął mandatu i sprawa trafiła do sądu.

Radiowóz policji jechał szybciej niż Hołowczyc?

W toku postępowania powołano biegłego, który w analizie przygotowanej na zlecenie sądu w Mławie wykazał, że "za wynik pomiaru prędkości należy uznać 161 km/h". To oznacza, że Hołowczyc na ograniczeniu do 90 km/h jechał o 71 km/h za szybko, a nie tak jak twierdziła drogówka - o 114 km/h. Skąd różnica aż o 43 km/h?

Reklama

Wideorejestrator mierzy prędkość pojazdu, w którym jest zainstalowany. Na podstawie analizy obrazu z nagrania można odnieść ją do prędkości innych pojazdów widocznych w kadrze policyjnego urządzenia.

- Ponieważ samochód Hołowczyca był w kadrze większy na końcu pomiaru niż na początku, to znaczy, że jechał wolniej niż zmierzona prędkość. Z proporcji wielkości na końcu i początku pomiaru bierze się współczynnik przeliczenia wyniku - wyjaśnia w rozmowie z dziennik.pl ekspert pragnący zachować anonimowość.

Dodaje, że nagranie olsztyńskiego kierowcy było zrealizowane przy dużej odległości - jego samochód zajmował małą część kadru i policjanci mogli nie widzieć, że jego wielkość się zmieniła - mają mały ekran. - Zwykle w pomiarach pojazd zajmuje większą część kadru i łatwiej jest to dostrzec - mówi specjalista.

Podpowiada też, że jeśli zdarzy nam się zostać zmierzonym przez wideorejestrator i naszym zdaniem nie jechaliśmy tyle, ile zarzuca nam funkcjonariusz to obejrzyjmy nagranie. Jeśli nasz pojazd jest na końcu pomiaru większy niż na początku - mamy rację. Jeżeli funkcjonariusz jest naszą argumentację głuchy, to możemy jej dochodzić w sądzie.

Reklama

Policja nie umie używać wideorejestratorów?

Może również zdarzyć się tak, że zwykły kierowca na podstawie takiego pomiaru zostanie ukarany niesprawiedliwie. Dlatego, jak się dowiedzieliśmy, Helsińska Fundacja Praw Człowieka w przyszłym tygodniu zapyta Komendę Główną Policji o to, skąd biorą się takie różnice w pomiarach.

- Zapytamy policję o przyczyny takich rozbieżności. Czy to brak w wyszkoleniu? Zły sprzęt? A może coś innego? - mówi dziennik.pl dr Piotr Kładoczny, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Kładoczny podkreśla, że to szczególnie ważne w świetle nowego prawa, pozwalającego policji na natychmiastowe zabieranie prawa jazdy na 3 miesiące za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h bez możliwości kontroli sądowej.

Co na to policja?

- Niestety jako przedstawiciel policji mam utrudnione zadanie jeśli chodzi o komentowanie tej sprawy, ponieważ sąd utajnił rozprawę, uzasadniając to interesem obwinionego, nie podano także do wiadomości społeczeństwa uzasadnienia wyroku - powiedziała dziennik.pl rzeczniczka mazowieckiej policji Alicja Śledziona. - My byliśmy pewni materiału dowodowego, który został przekazany do oceny sądu. Z moich informacji wynika, że biegły stwierdził, iż policyjny pomiar prędkości został wykonany prawidłowo przy użyciu urządzenia, które nie wzbudzało zastrzeżeń pod względem technicznym. Prędkość pojazdu nissan wyliczona przez biegłego odnosi się do całego nagrania z wideorejestratora, tzn. od momentu minięcia przez niego radiowozu do momentu zatrzymania (ponad 3,6 km). Pomiar prędkości dokonany przez policjantów dotyczył krótkiego wycinka tej trasy - komentuje rzeczniczka.

Przedstawicielka policji dodała, że sprawa rozbieżności między pomiarem prędkości przedstawionym przez policję a analiz biegłego może wzbudzać kontrowersje, których być nie powinno. - Dobrze by było, gdyby sąd przekazał jak najszybciej opinii publicznej wszelkie merytoryczne ustalenia stanowiące podstawę tego wyroku - mówi Śledziona.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że policjanci już teraz spodziewają się konsekwencji tej sprawy, ponieważ kierowcy mogą mieć dylematy i podważać pomiary prędkości.