Zgodnie z zapowiedzią w 2014 r. zlikwidowana zostanie fabryka w Aulnay pod Paryżem, gdzie powstają citroeny C3. To oznacza utratę pracy przez 3000 osób. Będzie to pierwsza zamknięta fabryka samochodów we Francji od 20 lat. Kolejne 1400 osób zostanie zwolnionych z fabryki w Rennes w Bretanii, a 3600 – w innych zakładach we Francji. Wraz z ogłoszonymi w zeszłym roku zwolnieniami we Francji i w Europie oznacza to, że stutysięczna załoga PSA Peugeot Citroen we Francji zmniejszy się o prawie 10 proc.
Szef koncernu Phillipe Varin przyznał, że te środki są bolesne, ale twierdzi, że w przeciwnym razie przyszłość firmy stanęłaby pod znakiem zapytania. W pierwszej połowie roku sprzedaż Peugeota spadła o 13 proc., a fabryki wykorzystują obecnie 76 proc. potencjału. Wartość akcji od początku roku spadła o 32 proc., a zysk firma zacznie z przynosić najwcześniej na początku 2015 r.
Peugeot ponosi straty, bo jest szczególnie mocno obecny na dotkniętych kryzysem rynkach południowoeuropejskich. Na dodatek nie ma w ofercie taniej marki, jak np. należąca do Renault Dacia. O ile marki wyższej klasy, jak Mercedes, BMW czy Audi, niezależnie od kryzysu przynoszą zyski, to te oferujące auta popularne – z wyjątkiem Volkswagena – mają coraz większe problemy z nadążaniem za konkurencją ze strony np. południowokoreańskich Hyundaia i Kii. Renault i Fiat już redukują zatrudnienie, należący do General Motors Opel ogłosił zamknięcie w 2017 r. fabryki w Bochum.
Szef Fiata Sergio Marchionne powiedział w zeszłym tygodniu, że jeśli rynek w Europie nie wyjdzie na prostą w ciągu 2 – 3 lat, prawdopodobnie okaże się, że we Włoszech jest o jedną fabrykę za dużo. Z kolei Carlos Ghosn z Renault przewiduje, że pierwsza duża restrukturyzacja przeprowadzona przez któryś z europejskich koncernów wywoła falę następnych na całym kontynencie. Inna sprawa, że wiele fabryk jest kompletnie niekonkurencyjnych – średnia wydajność fabryk Fiata we Włoszech jest 3,5 razy mniejsza niż zakładów w Tychach.
Reklama