Choć Główny Inspektorat Transportu Drogowego chce w kilku aspektach pójść kierowcom na rękę, to jednak jest już niemal pewne, że uniknięcie mandatu wkrótce będzie graniczyło z cudem.
W pierwszym kwartale 2013 r. będzie już aktywnych 375 fotoradarów (do niedawna było ich zaledwie 75) i wdrażany będzie system odcinkowego pomiaru prędkości. Takie rozwiązania wprowadzono w Hiszpanii, we Włoszech i Francji.
Jak wskazuje Tomasz Połeć, szef GITD, zaproponowane zmiany mogłyby przyspieszyć rozliczanie się z kierowcami, a także pozwoliłyby uniknąć paraliżu wymiaru sprawiedliwości. Dzisiaj bowiem wielu prowadzących robi wszystko, by mandatów nie płacić. Błahe sprawy tym samym blokują sądy, bo to ostatecznie tam GITD próbuje wyegzekwować nałożone na kierowców kary.
Uproszczenie procedur jest konieczne, bo od 2013 r. każdego dnia 375 radarów będzie robić ok. 24 tys. zdjęć. Jeśli choć połowa z nich trafi do sądu z powodu niewskazania osoby kierującej, nie ma szans, by polski wymiar sprawiedliwości poradził sobie z taką liczbą spraw.
Reklama
Jak propozycje GITD komentują eksperci? – Z jednej strony to dobra droga do ukrócenia procederu handlu punktami oraz szybszego i skuteczniejszego ściągania mandatów. Z drugiej zdarzą się bogatsi kierowcy, którzy będą płacić za przywilej szybszej, niebezpiecznej jazdy. Do tej pory to punkty karne były głównym straszakiem – twierdzi Bartłomiej Morzycki, prezes organizacji Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego.
Reklama
Właśnie na zmianę mentalności kierowców liczą inspektorzy. Chodzi o to, by kierowca miał przeświadczenie, że każdy radar może zrobić mu zdjęcie, każdy samochód jadący za nim może być nieoznakowanym patrolem policji lub GITD, a kara będzie nieuchronna i prosta do rozliczenia.
Podobne zmiany przepisów (np. zniżki na mandatach) przyjęły inne państwa wdrażające automatyczny nadzór nad ruchem drogowym, m.in. Francja, Hiszpania czy Włochy. W efekcie w latach 2001 –2009 liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych we Francji spadła o prawie 48 proc., a we Włoszech o 40 proc. Polska od lat zajmuje czołowe miejsce w tragicznych statystykach drogowych. Rocznie na polskich drogach ginie ponad 4 tys. osób. W 2011 r. w wypadkach zginęło tyle osób, ile przeciętnie mieści się w 8 samolotach Boeing 747 czy w 82 autokarach.
W poniedziałek w DGP wywiad z Tomaszem Połeciem, głównym inspektorem transportu drogowego