Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wyniki kontroli stacji paliw i zestawiała je z rezultatami badań przeprowadzanych przez pracowników Okręgowych Urzędów Miar (OUM). Na celownik trafiły stacje w woj. łódzkim i świętokrzyskim.

Reklama

Przedstawiciele NIK przypominają, że urzędy miar mogą przeprowadzać na stacjach paliw tylko zapowiedziane kontrole i to z co najmniej 7-dniowym wyprzedzeniem. W efekcie wynikało z nich, że tylko 3 z 2100 skontrolowanych dystrybutorów benzyny i oleju napędowego, na trzech różnych stacjach (2,2 proc. ze 139 skontrolowanych stacji w 2014) nieprawidłowo odmierzały ilość sprzedawanego paliwa (od 0,6 proc. do 5,6 proc.). W jednym przypadku dystrybutor zaniżał wskazania na niekorzyść sprzedającego (o 1,5 proc).

Niespodziewany nalot i prawda wyszła na jaw

Tak różowo już nie było, kiedy NIK zlecił Wojewódzkiemu Inspektoratowi Inspekcji Handlowej w Łodzi przeprowadzenie niezapowiedzianej kontroli.

Wynik "niespodziewanego nalotu" obnażył prawdziwą skalę oszustw - nieprawidłowości stwierdzono na 4 z 28 zbadanych stacji (14,3 proc.). Ponad 60 proc. wszystkich zbadanych dystrybutorów benzyny i oleju napędowego (48 urządzeń na czterech stacjach z 77 ogółem) zawyżało wskazania (od 4,3 proc. do 5,6 proc.) sprzedanego paliwa na niekorzyść kupującego kierowcy.

Reklama

Oznacza to, że kierowca tankując 20 l paliwa w rzeczywistości miał go w baku o litr mniej. Inaczej mówiąc jeśli ktoś myślał, że wlał benzyny za ok. 200 zł to faktycznie był oszukiwany na 10 zł.

Urzędnicy nic nie robią

Reklama

Problem jest duży, bo - jak podkreśla w swoim najnowszym raporcie NIK - urzędy miar niezwykle rzadko - bo raz na kilka, kilkanaście lat sprawdzają, czy dystrybutory na poszczególnych stacjach paliw w woj. łódzkim i świętokrzyskim działają prawidłowo. Prawie wcale nie badają dystrybutorów LPG, a to oznacza, że rynek sprzedaży gazu jest praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą.

Kontrolerzy NIK podkreślają, że pracownicy OUM w Łodzi i Łowiczu przeprowadzali kontrole poszczególnych stacji paliw średnio raz na 5 lat. Urzędnicy ze Zduńskiej Woli i Kielc - odpowiednio raz na 7 i 9 lat.

Niechlubnymi rekordzistami byli urzędnicy z Piotrkowa Trybunalskiego, którzy badania poszczególnych stacji przeprowadzali raz na 14 lat. W dodatku w trakcie kontroli sprawdzano tylko wybrane dystrybutory, a nie wszystkie na danej stacji. Tymczasem dystrybutory paliw ciekłych powinny być kontrolowane raz na dwa lata, a gazu - raz na rok. Skontrolowane przez NIK urzędy miar tłumaczyły się brakami kadrowymi i wyposażenia.

Stacje LPG poza kontrolą

Kontrola NIK ujawniła również, że w dwóch badanych województw niemal wcale nie było nadzoru nad dystrybutorami LPG.

Jedynie w Łodzi urzędnicy dysponują urządzeniem do kontroli przepływu gazu i tam mogli sprawdzić, kto oszukuje, a kto jest uczciwy. Pozostałe urzędy miar na terenie woj. łódzkiego i świętokrzyskiego nie miały sprzętu, który pozwoliłby na kontrolę.

Przedstawiciele NIK wyliczają, że w latach 2012-2014 urzędy miar skontrolowały tylko 71 dystrybutorów gazu z ponad 2600 zalegalizowanych urządzeń (czyli niespełna 3 proc.). Biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo przeprowadzania kontroli można spodziewać się, że każdy dystrybutor LPG będzie kontrolowany średnio raz na 94 lata.