Nie możemy się zgodzić z tymi opiniami. W publikacji wykazaliśmy, że od kilku lat rośnie liczba wypadków i kolizji z udziałem rowerzystów oraz że – według jednego z raportów GDDKiA – są oni tak samo temu winni, co nieuważni kierowcy. Ci ostatni posiadają OC, zaś rowerzyści – nie. Pytanie więc, jak temu zaradzić? Być może sprawy drobne, typu zarysowanie karoserii czy urwanie lusterka przez rowerzystę, nie musiałyby być załatwiane za pośrednictwem pozwu cywilnego.

Reklama

Część ekspertów w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego (jednego z nich cytujemy w tekście) zastanawia się, że być może pora pomyśleć o formie obowiązkowego ubezpieczenia dla tych rowerzystów, którzy chcą być uczestnikami ruchu miejskiego.
Wbrew temu, co zarzuca nam autor listu otwartego, nie napisaliśmy o obowiązkowym OC dla rowerzystów w kilku krajach Europy, lecz o formie ubezpieczenia, o którym kilka zdań wcześniej wspomina nasz ekspert. Wydaje się więc, że jest to kwestia uważnego czytania tekstu, a nie nieprawdziwe sugestie, jak woli to określać autor listu. Wskazujemy kierunek myślenia ekspertów z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego, a nie gotowe tezy czy rozwiązania.

Nigdzie nie pada też wprost stwierdzenie, że obowiązkowe OC dla rowerzystów wprowadzono w kilku krajach Europy. Podkreślamy, że mowa tu o formach ubezpieczenia. W tym celu podaliśmy przykłady m.in. Szwajcarii, w której obowiązuje rodzaj obowiązkowego ubezpieczenia (zastąpiło wcześniejsze winiety rowerowe), a także Francji (o której opowiada nam przedstawicielka Europejskiej Federacji Cyklistów, więc osoba której wiedzy nie mamy podstaw podważać).

Przywołaliśmy też przykład Hiszpanii, gdzie jazda w kasku jest obowiązkowa. Informacja ta jest o tyle nieścisła, że obecnie ma to zastosowanie w nielicznych sytuacjach (np. nie dotyczy jazdy rowerem w miastach), a aktualnie władze hiszpańskie próbują rozszerzyć ten obowiązek.

Reklama

Zarzucono nam również, że teza, iż Europa reguluje rowerowy boom np. poprzez zakaz jazdy bez kasku czy ograniczenia prędkości, jest zwyczajnym kłamstwem. Ale przywołane wcześniej przykłady zagraniczne (choć są i polskie np. Sopot, gdzie wprowadzono ograniczenie prędkości dla rowerzystów na deptakach) zdają się temu zarzutowi jednoznacznie przeczyć. Ponadto od 1 kwietnia 2013 roku weszła w życie nowelizacja niemieckich przepisów ruchu drogowego (Straßenverkehrsordnung, w skrócie StVO), także w części dotyczącej rowerzystów. Ustanowiono maksymalną dopuszczalną prędkość dla rowerzystów - 30 km/godz w wyznaczonych strefach. Ograniczenie prędkości dla rowerzystów po raz pierwszy zostało sformułowane tak konkretnie. Dotychczas przepisy ruchu drogowego mówiły o umiarkowanej prędkości.

Nigdzie nie twierdzimy też, że państwa europejskie – poza Hiszpanią – szykują kolejne regulacje rowerowe. Pokazaliśmy tylko przykłady tego, co już jest.

A to, czy rozszerzanie przywilejów dla rowerzystów nazwiemy dostosowaniem ustawodawstwa do dobrych praktyk obowiązujących w Europie (jak czytamy w liście do "DGP"), to kwestia punktu widzenia – w tym przypadku zza kierownicy auta lub roweru.
Autor listu stawia na koniec pytanie, czy na pewno intencją dziennikarza (a właściwie dziennikarzy!) było dochodzenie prawdy i rzetelne dziennikarstwo. My z kolei pytamy, czy obowiązkiem dziennikarza nie jest m.in. stawianie trudnych pytań i pokazywanie odmiennych punktów widzenia? Nam wydaje się, że tak. Nawet jeśli jest to wbrew interesom niektórych grup i środowisk.