Problem polega na tym, że możliwe rozwiązanie raczej nie usatysfakcjonuje do końca kierowców, którzy liczyli na swobodny przejazd.
Powód? Z naszych ustaleń wynika, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym tylko na autostradach zarządzanych przez GDDKiA nie będzie placów poboru opłat, rogatek, bramek itd. Dyrekcja ostatnio unieważniła już wszystkie przetargi na budowę kolejnych placów poboru opłat. Te, które powstały, ale stoją bezużytecznie – np. na autostradzie A2 między Łodzią i Warszawą – zostaną rozebrane.

Kto lubi bramki?

Reklama
Zupełnie inna jest optyka koncesjonariuszy. Wszystko wskazuje na to, że na ich odcinkach zastosowany będzie system "zwolnij i jedź". Kierowcy wyposażeni w służące do automatycznych płatności urządzenie pokładowe będą podjeżdżać do bramek, a te wtedy się podniosą. – Jedna lub dwie bramki pozostałyby na potrzeby rzadziej podróżujących autostradą lub dla cudzoziemców – wyjaśnia Karolina Topczyńska ze Staleksportu Autostrady Małopolskiej, który zarządza autostradą A4 między Katowicami a Krakowem.
Reklama
Bramki to dla koncesjonariuszy opcja tańsza i szybsza niż przebudowa pasów drogowych. Tylko takie rozwiązanie daje im też gwarancję szczelności systemu: jeśli kierowca nie będzie miał środków na swoim urządzeniu pokładowym, zatrzyma go szlaban i będzie musiał płacić w okienku.
– Jeśli nie ma możliwości zapewnienia 100-procentowej kontroli ściągalności należności z tytułu opłat za przejazd autostradą, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest pozostawienie systemu "zatrzymaj się i jedź" lub wprowadzenie "zwolnij i jedź" – potwierdza Zofia Kwiatkowska, rzeczniczka AW SA pobierającej opłaty na A2 ze Świecka do Konina.
– Kwestia do ustalenia, w jakiej odległości od bramki znajdzie się w jezdni pętla indukcyjna, która będzie uruchamiała szlaban. Bo jeśli pętla znajdzie się za blisko, kierowca będzie musiał zwolnić prawie do zera albo się zatrzymać – podkreśla jeden z uczestników spotkania w MIR.
Z kolei GTC, w którego gestii znajduje się zakorkowany latem odcinek A1 z Torunia do Gdańska, nie tylko nie chce rezygnować z bramek, ale też projektuje nowe. – Zaawansowany jest projekt trzech nowych bramek w Nowej Wsi pod Toruniem i dwóch w Rusocinie pod Gdańskiem. Wszystko wskazuje na to, że zaczną działać w najbliższe wakacje – powiedział nam Aleksander Kozłowski, doradca zarządu GTC. Jednak powód tej rozbudowy jest inny. Tajemnicą poliszynela jest, że zapowiadany przez rząd na lato 2015 r. pilotaż systemu płatności elektronicznych na A1 jest nierealny. GTC nie chce więc ryzykować, że korki znów sparaliżują autostradę, i powiększa system bramek w celu zwiększenia przepustowości.
Resort nie chce mówić o szczegółach sprawy. – Termin wdrożenia systemu na odcinkach koncesyjnych będzie zależny od uzgodnień z ich zarządcami. Nie została jeszcze podjęta decyzja o zakresie wykorzystania obecnej infrastruktury służącej do poboru opłat – ucina Piotr Popa, rzecznik MiR. Nieco bardziej rozmowni są przedstawiciele operatora systemu e-myta. – System „zwolnij i jedź” preferowany przez koncesjonariuszy gwarantuje 100-procentowy pobór opłat, jest zgodny z dyrektywami UE dotyczącymi interoperacyjności i pozwoli kierowcom wnosić opłatę bez zatrzymywania się – twierdzi Krzysztof Gorzkowski z Kapscha.
Niewykluczone, że bramki w systemie „zwolnij i jedź” pozostaną też na dwóch odcinkach, na których opłaty pobiera GDDKiA: A2 z Konina do Strykowa i A4 między Wrocławiem i Gliwicami. Decyzja też nie została jeszcze podjęta.

Resort zwolnił, ale jedzie

Koncesjonariusze czekają na instrukcje ze strony Ministerstwa. Ich zdaniem zmiany prawne powinny iść w kierunku, by po autostradach dało się podróżować, zawierając jedną umowę na jazdę po wszystkich odcinkach, posługując się jednym urządzeniem pokładowym i otrzymując zbiorczą fakturę za dany okres. Wskazują też na trudności. – Ciekawi nas, czy rząd ma pomysł na rozwiązanie różnego podejścia do stawki VAT zawartej w opłatach za przejazd: 23 proc. VAT na autostradach koncesyjnych i stawki netto na autostradach publicznych – zauważa Zofia Kwiatkowska z AW SA.
Resort i w tym przypadku nie chce wchodzić w szczegóły. – Wspólnie z GDDKiA kontynuujemy prace nad koncepcją systemu poboru opłat, który nie będzie wymagał zatrzymania auta. Po ich zakończeniu określimy kształt systemu i ramy czasowe wdrożenia – ucina Piotr Popa z MIR. Ministerstwo nie chce też potwierdzić, czy aktualny jest 2017 r. jako data wprowadzenia elektronicznego systemu. Nie jest tajemnicą, że po odejściu Elżbiety Bieńkowskiej do Brukseli w tej sprawie „parcie na bramkę” jest mniejsze.