Seryjna produkcja 350 – 400 egzemplarzy rocznie ma się rozpocząć w połowie 2012 r. Łukasz Tomkiewicz, szef Arrinera Automotive, nie kryje, że pieniędzy na uruchomienie przedsięwzięcia zamierza poszukać na giełdzie. Nie chce komentować informacji na temat miejsca produkcji. Jeszcze miesiąc temu było niemal pewne, że samochód będzie wytwarzany w RPA lub w Wielkiej Brytanii.

Reklama

– Teraz wiele wskazuje na to, że jednak będzie to Polska. Udało się znaleźć kooperanta, który zagwarantował odpowiednią jakość – mówi anonimowo osoba powiązana ze spółkami. Jakość wykonania to najważniejsza sprawa. Pomysłodawcy samochodu mają bowiem aspiracje, by dotrzeć do klientów, którzy kupują samochody takie jak lamborghini czy ferrari.

Projekt supersamochodu Arrinera przyspieszył, gdy do jego pomysłodawców Arkadiusza Kuicha i Łukasza Tomkiewicza dołączył Lee Noble. Jako projektant i inżynier motoryzacyjny został już okrzyknięty najbardziej płodnym brytyjskim producentem samochodów. W ciągu trzech dekad wyprodukował ponad 2000 samochodów według własnych projektów. Od maja Noble jest członkiem rady nadzorczej Arrinera Automotive i właścicielem 7,5 proc. akcji spółki. Noble to nie tylko inżynier, lecz także biznesmen. Fama niesie, że sprzedaje na pniu przy okazji targów motoryzacyjnych po 150 aut wartych 100 czy 200 tys. funtów.

Eksperci branży motoryzacyjnej z opiniami na temat samochodu wstrzymują się do startu produkcji. Roman Kantorski, szef Polskiej Izby Motoryzacji, mówi, że przed spółką jest najtrudniejsze zadanie, czyli uzyskanie homologacji.

Reklama

Z dopuszczeniem samochodu do ruchu kłopoty miał nawet inżynier Zbysław Szwaj, który skonstruował pierwszego polskiego roadstera – Leoparda. Auto, które nie jest produkowane seryjnie, lecz na indywidualne zamówienie, kosztuje ponad 100 tys. euro. Od 2005 r. powstaje w Leopard Automotive w Mielcu. To właśnie ten zakład jest wskazywany przez ekspertów jako jedyna możliwa lokalizacja produkcji Arrinery w Polsce.

Wielu analityków giełdowych straciło wiarę w Veno. Radosław Tadajewski, prezes Grupy Trinity, w projekt samochodowy nie uwierzy, dopóki nie będzie mógł się nim przejechać. Uważa nawet, że takie spółki jak Veno psują opinie o rynku NewConnect. – To taki wehikuł inwestycyjny, który dawno porzucił pierwotną działalność operacyjną, a zamiast tego wprowadza na NewConnect kolejne firmy startupowe i przeszacowuje ich wartość – mówi Tadajewski.