Do wypadku, w którym zginął poseł doszło w styczniu 2017 roku na drodze S8 w powiecie skierniewickim. Rafał Wójcikowski jechał samochodem w kierunku Warszawy. Kierowane przez niego auto uderzyło w barierę energochłonną z lewej strony i obróciło się ok. 90 stopni w prawo, ustawiając się na prawym pasie prostopadle do innych użytkowników, jadących w tym samym kierunku. Nadjeżdżający van - volkswagen caddy - zdołał ominąć lewym pasem samochód posła, zatrzymując się niedaleko. Następnie w auto posła uderzył inny van - ford transit. Parlamentarzysta zmarł mimo reanimacji. Cztery inne osoby zostały ranne. Według biegłych poseł zmarł w wyniku wielonarządowych obrażeń wewnętrznych. Były one rozległe i między ich powstaniem a śmiercią minął bardzo krótki czas. Biegli uznali, że są to obrażenia charakterystyczne dla wypadków, w których osoba podczas zderzenia znajduje się wewnątrz samochodu.

Reklama

"Wprost" przypomina, że akumulator auta Wójcikowskiego znaleziono 20 m od pojazdu, mimo zamkniętej maski samochodu. Zdaniem części świadków poseł po kolizji wysiadł z auta, obszedł je dookoła, a następnie wsiadł do środka. I właśnie wtedy miał uderzyć w niego ford transit.

Kolejny świadek odnalazł się po kilku miesiącach. Miał on stwierdzić, że minął ciężarówką samochód posła Kukiz’15 i w aucie były włączone światła awaryjne – donosi "Wprost". Według kierowcy transita, który uderzył w samochód posła, nie był on oświetlony.

Pogróżki i najbogatszy Polak

Śledztwo dotyczące wypadku prokuratura zamknęła 1 marca. Jednak w ocenie "Wprost" najnowsze ustalenia nie dają odpowiedzi na wszystkie pytania - wciąż nie wiadomo, dlaczego Wójcikowski stracił kontrolę nad swoim autem i uderzył w barierkę.

Reklama

Specjaliści z Instytutu Jana Sehna z Krakowa przekazali śledczym ekspertyzę, w której piszą, że nie ma dowodów osobowych, które relacjonowałyby ruch auta posła przed zderzeniem, stąd też pojawia się hipoteza zakładająca udział osób trzecich w spowodowaniu wypadku – podaje tygodnik i twierdzi, że w śledztwie dotyczącym śmierci posła przesłuchano osobę z listy 100 najbogatszych Polaków, którego przedstawiciele mieli grozić Wójcikowskiemu. Do pogróżek miało jednak dojść ok. 10 lat temu.

Reklama