Instytut Transportu Samochodowego postanowił wspólnie ze Strażą Miejską z Warszawy i z Nowego Dworu Mazowieckiego zbadać, jakie konsekwencje przyniosło odebranie strażnikom możliwości korzystania z 400 fotoradarów.

- Pomiary wykonywano w dniach 6-7 kwietnia 2016 r. przy zastosowaniu nieinwazyjnych automatycznych urządzeń pomiarowych, ustawionych poza pasem drogowym prostopadle do kierunku ruchu i rejestrujących ruch w trybie "pojazd za pojazdem" - mówi dziennik.pl Anna Zielińska, koordynatorka badania z Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS.

Pod lupę trafiło pięć miejsc, w których do 31 grudnia 2015 roku funkcjonowały fotoradary Straży Miejskiej. W Warszawie 24-godzinnej obserwacji poddano Al. Niepodległości w okolicy GUS, Wybrzeże Kościuszkowskie - ul. Karowa (przed wjazdem do tunelu) i Trakt Brzeski - ul. Objazdowa przed przejściem dla pieszych. Jeśli chodzi o Nowy Dwór Mazowiecki, to identyczną kontrolą objęto ul. Wojska Polskiego przed ul. Leśną oraz ul. Gen. Ignacego Ledóchowskiego - okolica Pomnika Obrońców Modlina.



Reklama

400 fotoradarów zniknęło. Zbadali pięć miejsc

Łącznie w ciągu dwóch dni namierzono 228 168 pojazdów - 178 747 samochodów osobowych i 49 421 ciężarówek. Efekt przeszedł najgorsze scenariusze zakładane przez ekspertów z ITS.

- Wyniki badań wskazują, że w ciągu doby dopuszczalną prędkość przekroczyło 166 314 czyli 73 proc. kierowców, w tym 45 proc., czyli 103 645 z nich jechało zbyt szybko o więcej niż 10 km/h - wylicza nam Anna Zielińska i zaznacza, że w okresie pracy fotoradarów straży miejskiej w miejscach tych dziennie ujawniano średnio 218 przypadków przekraczania dozwolonej prędkości. Jej zdaniem analizy wykazały także, że wybór lokalizacji tych fotoradarów był jak najbardziej uzasadniony.

Reklama

Siedmiu na dziesięciu kierowców uniknie kary?

- Spodziewaliśmy się, że likwidacja 400 radarów, należących do straży miejskich i gminnych, może mieć niekorzystny wpływ na zachowanie kierowców, ale nie przypuszczaliśmy, że skala zjawiska przekroczeń prędkości będzie aż tak duża - komentuje dziennik.pl Maria Dąbrowska-Loranc, kierownik Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS.

Przykłady? Na wjeździe do Nowego Dworu Mazowieckiego w rejonie przejścia dla pieszych w ciągu doby pomiarowej dopuszczalną prędkość przekroczyło niemal 10 tys. kierowców (66 proc. ogółu), a o więcej niż 10 km/h za szybko pędziło tam 3302 kierowców (33 proc. ogółu). Dla porównania, w czasie funkcjonowania fotoradaru w tym miejscu straż miejska z Nowego Dworu wystawiała średnio 4 mandaty dziennie.

W ciągu doby pomiarowej najwięcej kierowców poruszających się z prędkością 71-100 km/h ujawniono w centrum Warszawy na Al. Niepodległości w okolicy GUS (pomiar w kierunku Mokotowa i Śródmieścia). Z 48 702 samochodów, które przekroczyły prędkość, aż 23 proc. (14 459 aut) jechało od 21 od 50 km/h za szybko. Powyżej 100 km/h rozpędziło się 600 pojazdów. A w czasie funkcjonowania fotoradaru w tym miejscu warszawscy strażnicy wystawiali średnio 46 mandatów dziennie.

Reklama

W ocenie Marii Dąbrowskiej-Loranc Badania Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS potwierdzają tezę, że większość polskich kierowców jeździ zdecydowanie za szybko.

- Odebranie prawa do kontroli prędkości Strażom Miejskim i Gminnym nie powinno tworzyć tak istotnej luki w systemie nadzoru, toteż rekomenduje się szybkie działania przywracające stałą kontrolę tam, gdzie montowano fotoradary. Miejsca te były przecież uznane za szczególnie niebezpieczne przez społeczności lokalne i uzgodnione z policją i Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym - stwierdziła Maria Dąbrowska-Loranc.