Kiedy szef rządu spieszył się na Uniwersytet Gdański, gdzie miał nagrać wypowiedź dotyczącą wygranej walki o unijne pieniądze, jego rządowa limuzyna miała gnać 90 km na godzinę. Tymczasem na danym odcinku obowiązywało ograniczenie do 50 kilometrów na godzinę.

Reklama

Całe zdarzenie obserwowali dziennikarze "Faktu", którzy śledzili zarówno limuzynę premiera, jak i samochód ochrony. Wyliczyli, że szef rządu za złamanie przepisów powinien dostać mandat 300 zł i 6 punktów karnych.

Tymczasem według bulwarówki, premier nie został zatrzymany przez policję, ani nie zarejestrował go żaden fotoradar.