Zatrzymaliśmy do kontroli volkswagena passata. W terenie zabudowanym zamiast z dozwoloną prędkością 50 km/h jechał 111. Kierowca Władysław Serafin pokazał legitymację z unijnymi pieczęciami ważną do 2015 r. - opowiadają "Gazecie Wyborczej" policjanci, którzy 20 stycznia w Sieradzu zatrzymali Serafina.

Reklama

Odstąpiliśmy od ukarania kierowcy, czyli wręczenia 500 zł mandatu i wpisania na konto 10 punktów karnych. Tak się postępuje w przypadku osób z immunitetem - tłumaczą funkcjonariusze.

Serafin pojechał dalej i raczej nie spodziewał się dalszych konsekwencji tego spotkania z drogówką…

Mundurowi wszczęli postępowanie, by najpierw doprowadzić do uchylenia immunitetu, a potem ukarać polityka za przekroczenie prędkości. Efekt? Policjanci ustalili, że Serafin nie jest europarlamentarzystą. Na domiar złego - nie ma prawa siadać za kierownicą - 3 lata temu stracił prawo jazdy.

Reklama

- Postępowanie toczy się o trzy wykroczenia - powiedziała podinspektor Joanna Kącka, rzeczniczka Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - To: przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 61 km, kierowanie bez uprawnień oraz przywłaszczenie sobie stanowiska lub tytułu.

Policja próbowała przesłuchać Serafina, jednak nie zastała go w Kłobucku (woj. śląskie), w którym jest zameldowany.

To co nie udało się organom ścigania udało się GW, która rozmawiała z Serafinem przebywającym w Irlandii.

Reklama

- To jakaś pomyłka - odpowiedział Serafin, komentując przygodę z Sieradza. - Nie mówiłem, że jestem europarlamentarzystą. Zasiadam w Komitecie Społeczno-Ekonomicznym Unii Europejskiej i jako jej członkowi także należy mi się immunitet. Dokąd tak pędziłem? Na spotkanie z rolnikami. Że straciłem prawo do kierowania samochodami? Właśnie jestem w trakcie zdawania egzaminu. Teoretyczny już mam za sobą, jeszcze praktyczny - mówi.

Po kilkudziesięciu minutach Serafin miał ponownie zadzwonić do GW. W rozmowie przyznał, że decyzję ze starostwa w Kłobucku o utraceniu uprawnień kierowcy dostał trzy lata temu, ale nikt zwrotu prawa jazdy nie żądał. Urząd upomniał się o to dopiero jesienią 2012 roku.

Serafin mówi, że akurat w tym czasie zgubił portfel z kartami kredytowymi i prawem jazdy, a niedawno… ktoś zwrócił mu dokumenty. Polityk miał o tym powiadomić starostwo, ale przyznaje, że nie wie, czy jego informacja już tam dotarła. Zapewnił, że zawsze jeździ z kierowcą, tylko tamtego dnia "postanowił trochę poprowadzić".

- To nieprawda, że się chowam za immunitetem - powiedział Serafin. - Mam go od 2006 r., a w 2008 i 2009 r. zebrałem 28 czy 30 punktów karnych, co oznacza, że przyjmowałem mandaty - przekonywał i dodał, że policjant z Sieradza nie ma żadnego dowodu na zbyt szybką jazdę, bo nie dał mu nic do podpisania.

Gazeta Wyborcza ustaliła w przedstawicielstwie Komisji Europejskiej, że Serafinowi jak członkowi Komitetu Ekonomiczno-Społecznego UE rzeczywiście przysługuje immunitet "w czasie wykonywania funkcji i w podróży do i z miejsca obrad".

Władysław Serafin był posłem najpierw PZPR, potem PSL. Od 2012 r. jest kojarzony z ujawnienia taśm nagranych podczas rozmowy z byłym prezesem ARR. Efekt - dymisja ministra rolnictwa Marka Sawickiego (PSL).